„Naj” w historii kina
 

  Krąży po Wrocławiu z kamerą i zaczepia ludzi na ulicy prosząc ich o jakąś opowieść ze swojego życia. Może być smutna, albo zabawna, może to być jakaś przygoda lub anegdota, albo wspomnienie. Namówił do tego pomysłu nawet własną babcię, która wspomniała czas wojny. To spowodowało, że wielu starszych ludzi także postanowiło pozostawić potomnym swoje relacje. Ale na ekranie możemy też zobaczyć piętnastolatków. Z tych opowiadań powstaje film „Tell me”, który ma trwać – uwaga, uwaga – 160 godzin. Taki metraż pozwoli na wpisanie dzieła do księgi rekordów Guinnessa. Jego autorem jest 24 letni student z Wrocławia Jerzy Forsztęga. Ma już nakręcone 145 godzin, ale ponoć pewien Francuz, niejaki Gerard Courant nakręcił film stu pięćdziesięciogodzinny, zatem polski reżyser planuje obraz o dziesięć godzin dłuższy. Ten francuski obraz ma tytuł „Cinematon” i jest pokazywany we francuskich kinach. Ostrzegam, nie kupujcie na niego biletów, bo emisja trwa sześć dni, a zobaczyć możecie w nim takie obrazy jak członek grupy Monty Pythona Terry Gilliam zjada stu frankowy banknot. Gdyby znalazł się odważny widz i postanowił obejrzeć polski film „jednym tchem” to musiałby wysiedzieć w kinie ponad sześć i pół dnia. Oczywiście niemożliwe, ale każdy może w tym filmie wystąpić. Wystarczy skontaktować się z autorem Jerzym Forsztęgą.
  A jaki jest najdłuższy fabularny film na świecie ? Za najdłuższy uznawany jest obraz „The Cure for Insomnia” czyli „Lekarstwo na bezsenność” Większość osiemdziesięciu pięciu godzin dzieła wypełnia poemat Lee D. Grobana, który osobiście recytuje jego 4080 stron. Reżyserem jest John Henry Timmis IV, który uzupełnił obraz klipami z muzyką heavy metalową i wstawkami, jakby to powiedzieć, bardzo mocno erotycznymi, by nie rzec po imieniu pornograficznymi. I ponoć wyświetlono go w całości miedzy 31 stycznia a 3 lutego 1987 roku w szkole artystycznej w Chicago. Czy jakikolwiek widz dotrwał do końca? Tego nie wiem, ale nie podejrzewam, żeby poezja Lee D. Grobana była aż tak porywająca.
  Dzieło Amerykanina to powiedźmy sobie szczerze film eksperymentalny, ale są i bardzo długie dzieła fabularne. „Pożar świątyni Czerwonego Lotosu” dzieło z lat 1928-31 trwa 27 godzin. Obraz jest czarno-biały, a film niemy. Ale nikt go w całości w kinach nie wyświetlał. Serwowano go w odcinkach, choć niemieckie dzieło „Die Zweite Heimat” z 1992 roku, na którego obejrzenie trzeba zarezerwować 25 godzin i 37 minut miał swoją premierę w kinie w całości. O drugim seansie na razie nikt nie marzy.
  Filmowe „naj” może też mieć inne oblicza. Na przykład, który obraz można uznać za najbardziej krwawy? Nie uwierzycie ! To nie żaden horror czy thriller, a „Władca pierścieni: Powrót Króla”. Naliczono 836 ofiar. Nie liczymy oczywiście filmów o zagładzie całej ludzkości, bo i tak nie wiadomo ilu nas jest. Na podium w kategorii krwawych stoją także „Królestwo niebieskie” - 610 ofiar i „300”, w którym oglądamy śmierć dwukrotnie większej liczby ludzi, czyli sześciuset. Jakże blado przy tych wyczynach wypadają „Szeregowiec Ryan” -255 ofiar i „John Rambo”- tylko 247. Amerykański super bohater nie mieści się nawet w pierwszej trójce filmowych postaci, które osobiście, własnymi rękoma unicestwiają przeciwników. Tu rekordzistą jest Ogami Itto, który w filmie „Samotny wilk” rozprawia się ze 150 ludźmi. Po piętach depcze mu filmowy Smith, który w filmie, zgodnym zresztą z tytułem, „Tylko strzelaj” powala 141 przeciwników. Rambo w filmie „John Rambo” może poszczycić się uśmierceniem ledwie 87 ludzi. A ten drugi wielki kozak Chuck Norris także cieniutko przędzie. W filmie „Zaginiony w akcji” jako pułkownik Braddock pomaga opuścić ziemski padół 59 nieszczęśnikom.
  Gdyby od ilości scen z przemocą zależały dochody z filmów to zapewne kręcono by tylko takie, ale na szczęście nie wszyscy podziwiają obrazy o mięśniakach, którzy najpierw strzelają, a potem wypowiadają kwestię.
  A jakie filmy przyniosły najmniejsze zyski? Prym jak dotąd wiedzie thriller „Zyzzyx Road”, z 2006 roku, na nakręcenie którego wydano 2 miliony dolarów. Obejrzało go czterech, słownie czterech, widzów, którzy za bilety zapłacili łącznie 30 dolarów. Straty zatem wynoszą milion 999 tysięcy 970 dolarów. Ciekawe czy ci czterej widzowie wysiedzieli do końca?
  Ale problemy producentów „Zyzzyx Road” to bagatelka w porównaniu z prawdziwymi wpadkami filmowych twórców. Niezwykle popularny i utalentowany Eddie Murphy może czuć pewien dyskomfort, bowiem film „Pluto Nash” przyniósł stratę 93 milionów dolarów. Taka była różnica między kasą włożoną w film, a zyskami jakie przyniósł. Na medalowe miejsca w tej kategorii załapały sie też „Wyspa piratów” - 82 miliony straty i „Romanssidło” - 80 milionów.
  Skąd takie koszty filmów? Ano stąd, że artyści potrafią niekiedy uporczywie kręcić duble. Jest taka scena w „Światłach wielkiego miasta”, w którym niewidoma dziewczynka sprzedaje Charlie Chaplinowi kwiatek. Powtarzano ja 342 razy. Trzeba przyznać, że producent miał do wielkiego aktora cierpliwość.
  Ale mój ulubiony filmowy rekord pada w „You're in The Army Now”z 1941 roku. Jayne Wyman i Regis Tommey całują się w nim równo trzy minuty i pięć sekund. To jedna dwudziesta piąta całego filmu. Pozostałe 24 części nie są warte taśmy, na której go nakręcono. To film zachęcający do wstępowania do amerykańskiej armii.
 

Wojciech Sobociński

mozaika.org.pl