Life on LAF’07: dzień po dniu

             Przyjechaliśmy do Zwierzyńca 8 sierpnia, na dzień przed inauguracją ósmej edycji Letniej Akademii Filmowej i odetchnęliśmy z ulgą: ta sama soczysta zieleń, gdzie okiem nie sięgnąć, ten sam leniwy nurt rzeki Wieprz, ten sam wyśmienity żurek w karczmie „Młyn”. Na szczęście nic się nie zmieniło. Tak myśleliśmy do godzin wieczornych dnia następnego, gdy przed kilkusetosobową publicznością LAF pojawił się Rektor LAF, Piotr Kotowski, aby uroczyście zainicjować akademię. Okazało się, że zmian sporo w stosunku do 7-ej LAF i, co ważne, są to zmiany na lepsze!

            Po pierwsze, do pozytywów należy remont kina „Skarb”, w który zaangażowano nie tylko środki PISF, ale także fundusze samorządu zwierzynieckiego. Odmalowane wnętrza, nowe fotele i klimatyzacja, za którą tęsknili LAF-owicze, znacznie poprawiły komfort uczestnictwa w projekcjach. Po drugie, kierownictwo, organizatorzy i wolontariusze wzięli sobie do serca (umiarkowanie) krytyczne uwagi na temat LAF’06 i z wyjątkowym zaangażowaniem koordynowali przebieg tegorocznej edycji przeglądu. To zaangażowanie było widoczne od pierwszego do ostatniego dnia imprezy.

            Na inauguracyjną atrakcję wybrano Inland Empire w reżyserii Davida Lyncha (2006). Mimo nowej i sprawnie działającej klimatyzacji w kinie zapanowała duszna atmosfera; miał na nią wpływ demoniczny bohater filmu, Fantom (w tej roli Krzysztof Majchrzak), ale także historia opowiedziana w meandryczny sposób, historia – co u Lyncha typowe – mroczna i niepokojąca.

            10 sierpnia, podobnie jak w dniu poprzednim, nad Zwierzyniec napłynęły gęste chmury, a wieczorem rozszalała się burza. Nie zniechęciło to jednak LAF-owiczów do udziału w koncercie Pressburger Klezmer Band, jaki odbył się nocą na dziedzińcu browaru. Zespół z Bratysławy rozgrzał festiwalową publiczność do czerwoności, zaś po subtelnych ruchach JM Rektora można było wywnioskować, że nawet on był pod wyraźnym wpływem klezmerskiej muzyki.

            Trzeci dzień akademii upłynął nam pod znakiem filmu dokumentalnego. Obóz Jezusa (Jesus Camp) to wstrząsające świadectwo indoktrynowania amerykańskich dzieci. Pastor Becky Fisher należąca do społeczności ewangelickiej organizuje obozy wyznaniowe, podczas których młodzi Amerykanie poddawani są ryzykownym dla ich zdrowia i kondycji psychicznej praktykom. Film zasługuje na uwagę nie tylko z powodu tematu, ale również z uwagi na piękne zdjęcia oraz dynamikę.

            Polski film Wojownik (2007) w reżyserii Jacka Bławuta jest z kolei opowieścią o losach Marka Piotrowskiego, uprawiającego m.in. boks i kick-boxing. Bławut w sposób niezwykle subtelny, z wyczuciem i głębokim humanizmem, snuje opowieść o Piotrowskiego drodze na szczyt, upadku i mozolnym podnoszeniu się z kolan. Aż dziw bierze, że żaden scenarzysta nie sięgnął dotąd do biografii tego wybitnego sportowca, w której radość i satysfakcja przeplata się z dramatyzmem, cierpieniem i upokorzeniem. Toż film fabularny gotowy!

            Wieczorny seans w kinie „Skarb” zarezerwowano dla młodego polskiego kina, bowiem zwierzyniecki LAF jest dla reżyserów-debiutantów znakomitą okazją do obłaskawienia publiczności i wysłuchania rzetelnych, często także profesjonalnych opinii. Aleja gówniarzy Piotra Szczepańskiego to film, w którym widać jeszcze niedojrzałość twórcy (który wystąpił w roli scenarzysty, reżysera i operatora i nie odmówił sobie udziału w epizodzie). Ale jest w Alei gówniarzy myśl, otrzymaliśmy w miarę spójny, wielowymiarowy obraz z dobrymi zdjęciami, soczystymi i autentycznie brzmiącymi dialogami. Widać, że Szczepański ma dar podglądania rzeczywistości i stawiania trafnych diagnoz, nie boi się eksperymentów (część zdjęć została zarejestrowana... telefonem komórkowym), ma w sobie pokorę, dystans i spokój. Aleja gówniarzy jest adresowana do zawężonego kręgu osób: dwudziesto- i trzydziestokilkulatków, co może być pewną słabością, ale równie dobrze – zaletą filmu. Ci, do których tezy Szczepańskiego są kierowane, mogą się z nimi jedynie utożsamić. Na marginesie wypada dodać, że Piotr Szczepański tak bardzo zasmakował klimatu Zwierzyńca, jego wspaniałej publiczności, żaru dyskusji i spotkań autorskich (i tych zupełnie nieformalnych), że miał problemy z powrotem do Łodzi...

            13 sierpnia LAF-owicze mieli możliwość spotkania się z władzami Polskiej Federacji DKF-ów – PF DKF jest jednym z organizatorów akademii. Poza informacjami dotyczącymi nowego logo organizacji, celów jej istnienia, nagrody Don Kichota, jaka będzie przyznawana na festiwalu filmowym w Gdyni, Sekretarz Generalny i Dyrektor Biura PFDKF dzielili się również pomysłami na dalszą działalność. Federacja ma ambicję skonsolidowania i promocji ruchu DKF, przygotowania newslettera dla stowarzyszonych klubów dyskusyjnych oraz zorganizowania dorocznego seminarium filmowego. Co warto podkreślić, seminarium, dzięki staraniom zarządu KMF „Mozaika”, odbędzie się w Bydgoszczy, w przedostatni weekend października. Nasz klub ma znakomitą opinię w PFDKF. Z uwagi na liczbę członków, poziom seansów, strukturę i organizację, zapobiegliwość i pozycję w lokalnym środowisku, jest stawiany innym DKF-om za wzór. Potwierdzeniem tej dobrej opinii jest wywiad, jaki opublikowała gazeta festiwalowa – Sekretarz Generalny Maciej Gil nie mógł się wprost nachwalić „Mozaiki”.

            Niesamowitych wrażeń dostarczył nocny pokaz filmu Nosferatu Friedricha Murnaua, zilustrowany muzyką na żywo w wykonaniu zespołu Rafała Rozmusa.

            W kolejnym dniu LAF-u gwoździem programu był seans, na który młodzi uczestnicy przeglądu czekali niecierpliwie. W Zwierzyńcu, od początku imprezy, gościli Łukasz Palkowski (reżyser, scenarzysta) i Marcin Kwaśny (scenarzysta, aktor), twórcy filmu Rezerwat. Debiutancki obraz Palkowskiego, którego red. Andrzej Kołodyński zaanonsował jako „najprzystojniejszego reżysera młodego pokolenia”, spotkał się z żywiołowym przyjęciem LAF-owiczów. Potwierdzeniem poziomu filmu są z pewności nagrody, które Rezerwat zdobywa na rozmaitych przeglądach i festiwalach.

            W dniach 11-16 sierpnia, odbyło się kilka projekcji Studia Filmowego Kalejdoskop, w tym pokaz wzruszającego dzieła Benek Blues. Autorem zdjęć do tego dokumentu jest Jacek Petrycki, ten sam, który współpracował z Agnieszką Holland i Krzysztofem Kieślowskim. Bardzo ciekawie przebiegało spotkanie z Stanisławem Manturzewskim, autorem filmu o Himilsbachu i zarazem legendą polskiego filmu dokumentalnego. Manturzewski sam siebie nazywa lumpenintelektualistą, a metodę swej twórczości – wymanturzaniem. Jak wyznał LAF-owiczom, pracuje obecnie nad projektem Życie jako sport ekstremalny (tytuł roboczy Nos w nos, ja i mój los) oraz nad periodykiem „Głos wariata”.

            Atrakcją były, jak zwykle, wieczorne projekcje „pod chmurką”. O ile tylko nie padał deszcz, nie grzmiało i nie błyskało, w browarze Zwierzyniec spragnieni dobrego kina (i piwa) gromadzili się setkami. Szczególnie liczną publiczność zwabił film Woody’ego Allena pt. Scoop oraz Granatowyprawieczarny hiszpańskiego debiutanta Daniela Sancheza Arevalo. Także w browarze odbył się koncert ukraińskiego zespołu Drymba-Da-Dzyga (16 sierpnia). Mocny głos wokalistki, jej ognisty temperament oraz ciekawe połączenie muzyki rockowej z motywami folkowymi dało efekt w postaci licznych bisów i wielu sprzedanych płyt.

            Sobota przyniosła pokaz filmów Rafała Kapelińskiego, debiutanta, który szlifował reżyserskie umiejętności w Londynie, pod okiem samego Mike’a Leigh. Ballada o Piotrowskim to film szczególny: w głównej roli pokazał się wreszcie Krzysztof Kiersznowski, etatowy gangster polskiego kina, mistrz drugiego planu i epizodów, człowiek o aparycji, jakiej nie sposób zapomnieć. Kapeliński wykorzystał talent i naturalne warunki Kiersznowskiego do wykreowania postaci nieudacznika życiowego, mieszkańca podtoruńskiej Nieszawy, gdzie „naprawdę nie dzieje się nic”. Czy to oddalenie i dystans, którego Kapeliński doświadczył, czy też wrażliwość kształcona w londyńskiej szkole filmowej, sprawiły, ze Ballada o Piotrowskim jawi się jako kwintesencja polskiego sentymentalizmu, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

*

            Tegoroczny LAF był znakomitą okazją do tego, by zasmakować w kinie azjatyckim, węgierskim, czeskim, hiszpańskim, ale także by zapoznać się z nowymi filmami polskimi. Był też imprezą, na której nie zabrakło głosu czołowych polskich krytyków, tym razem wcielających się w rolę prelegentów lub moderatorów dyskusji towarzyszących spotkaniom autorskim. Reżyserzy, scenarzyści, aktorzy z upodobaniem zaszywają się w zielonym roztoczańskim ustroniu, wyjątkowo chętnie wchodząc w dialog i towarzyski kontakt z LAF-owską publicznością. Poprawiła się znacząco strona organizacyjna akademii, zaś poziom programu był równie wysoki, jak w latach ubiegłych, jeżeli nie wyższy. Czegóż chcieć więcej? Może tylko lepszej pogody, bo strugi deszczu, gromy i błyskawice ograniczają jednak możliwość uczestniczenia w bardzo atrakcyjnych imprezach towarzyszących, które w Zwierzyńcu z reguły odbywają się na świeżym powietrzu.

 

 

Magdalena i Adam Mateja